Jako jedyny z ośmiu Polaków awansował do drugiej rundy challengera w Sopocie.
Rozmowa z MARCINEM GAWRONEM
– Wygrałeś z Jurkiem Janowiczem. Nie byłeś faworytem, ale pokazałeś klasę i zwyciężyłeś.
– Tak naprawdę nie wiem, jakie były przewidywania przed tym meczem. Starałem się o tym nie myśleć, nie patrzeć na ranking, na to że Jerzyk jest trochę przede mną w rankingu. Nie grają cyfry. Wychodzimy na kort i każdy ma szansę wygrać. Jestem bardzo zadowolony. Pojedynek wyglądała tak, że było troszkę nerwowej gry z mojej i Jurka strony. Było kilka dobrych zagrań z obydwu stron. Mogę się tylko cieszyć, że ja wygrywałem ważniejsze piłeczki i to ja jestem zwycięzcą.
– Był taki moment przy jednym z meczbolów, gdzie przy drugim serwisie nagle ktoś z publiczności głośno kaszlnął. Czy to Cię zdekoncentrowało?
– Chyba tak, ponieważ zrobiłem zaraz podwójny błąd serwisowy. Myślę, że jakbym nie zwrócił na to uwagi, to bym trafił w kort. Niestety, trochę to zaburzyło mój cały rytm i miało to jakiś wpływ na pewno, bo zacząłem myśleć, że trzeba powtórzyć cały ruch. Pierwsza myśl była najlepsza i jakbym zaserwował wtedy, byłoby już szybciej o minutkę.
– Steve Darcis będzie na pewno trudnym przeciwnikiem …
– Zmotywowany będę na pewno, a czy wszystko wyjdzie na korcie? Będę starał się zagrać jak najlepszy tenis, dać z siebie wszystko i tylko tak mogę zwyciężyć.
– Masz czas na chwilę relaksu czy jednak dominują ciągłe treningi?
– Między treningami i turniejami staram się znależć ucieczkę od tenisa. Czasami wyjdę ze znajomymi w czasie wolnym, pójdę do kina, żeby z nimi sobie posiedzieć czy pośmiać się. Pomaga czasem dobry film i ciekawa książka.
– Jaką ostatnio przeczytałeś?
– Klątwę Prometeusza Roberta Ludluma.
W Sopocie rozmawiał JAN STAŃSKI (love4tennis.pl)