Jacek Mejer, znany wszystkim jako Mezo, jest wielkim fanem tenisa. Tylko z nami dzieli się kortowymi fascynacjami i wrażeniami z pobytu na Australian Open.
– Od kiedy interesujesz się tenisem i jak to się zaczęło?
– Moim sportem numer jeden zawsze była piłka nożna. Grałem osiem lat w juniorach Lecha Poznań, ale pierwszym sportem, który mnie zafascynował był tenis. Nauczyłem się przebijać gdy miałem 7-8 lat i choć nigdy nie trenowałem w klubie, zawsze śledziłem światowy tenis. Sam biegałem po betonowych kortach przy moim osiedlu a po nocach oglądałem Australian Open – Pete’a Samprasa, Jima Couriera, Stefana Edberga, Gorana Ivanisevicia, Borisa Beckera – całą tę generację świetnych tenisistów lat 90-tych.
– Jesteś kibicem telewizyjnym, czy wolisz oglądać mecze na żywo?
– Z racji tego, że w Polsce rzadko można oglądać najlepszych tenisistów, raczej telewizja, ale każdego roku w lipcu zaglądam na poznański challenger Porsche Open. A w tym roku spełniłem swoje marzenia i poleciałem na Australian Open. Byłem na Antypodach sześć tygodni, ale ten tydzień na kortach przebił wszystko! Wspaniale zorganizowany turniej, piękna pogoda, niesamowita gra i dobre wyniki Agnieszki Radwańskiej i polskiego debla, którym gorąco kibicowałem.
– Których tenisistów poznałeś osobiście?
-W Australii poznałem Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego. Dzięki nim dostaliśmy akredytacje i mogliśmy z żoną wchodzić niemal wszędzie, łącznie z kawiarnią dla zawodników. Tam też m.in. jedliśmy steka z Novakiem Djokoviciem podczas święta australijskiego Australia Day 26 stycznia. Poza tym przewijali się tam wszyscy – gracze, trenerzy, dziennikarze. Podczas turnieju poznałem też Agnieszkę i Ulę Radwańskie. Po ćwierćfinale zadowolone z całego turnieju siostry wybrały się nawet z nami na imprezę do centrum Melbourne. Super wspomnienia.
– Czy rodzina podziela Twoje zainteresowania tenisowe?
– Tak. To najstarszy brat nauczył mnie podstaw. Sam grał długo w poznańskiej Olimpii, potem był trenerem. Dziś szkoli 12-letniego syna. Ja już moją córeczkę też zaraziłem bakcylem tenisowym, ćwiczymy sobie przed domem. Ale ona ma dopiero 5 lat i póki co woli balet.
– Komu kibicujesz najbardziej?
– Roger Federer to dla mnie ideał łączący piękno-estetykę tenisa ze skutecznością. Nikt nie może się z nim równać, choć dziś już raczej trudno będzie mu znów zapanować na światowych kortach. Cieszę się, że widziałem jednak jego mecz na żywo. To żyjąca legenda. Poza tym kibicuje też Davidowi Fererowi, bo jest jedynym niskim zawodnikiem w TOP 20. Poza tym niemal same wieżowce!
– Wolisz oglądać męski czy kobiecy tenis?
– To bardzo trudne pytanie. Męski tenis stoi na wyższym poziomie, uderzenia są mocniejsze i mamy kilka zawodników którzy od dawna dominują. Dlatego mecze takie jak Nadal – Federer to zawsze coś wyjątkowego. W drugiej strony kobiety wyglądają pięknie na korcie, z nielicznymi wyjątkami Można bardziej prześledzić niuanse, bo uderzają piłkę lżej – co nie znaczy, że słabo. No i mamy Agnieszkę w czołówce co też skłania do śledzenia bardziej płci pięknej.
– Czy marzyłeś o karierze tenisisty?
– Jak powiedziałem, nigdy nie grałem w tenisa w klubie, więc trudno żebym marzył o zawodowej karierze. Ale gdybym miał życzenie u złotej rybki, kim chciałbym być bardzo możliwe, że wybrałbym tenisistę, ale w TOP 10 światowego rankingu. Zwiedzanie świata, dobra moneta, elegancja sportu i obiektywizm szczególnie bardzo mnie pociąga. Obiektywizm w sensie, że na korcie wszystko zależy od Ciebie – od umiejętności. W muzyce bardziej liczy się wizerunek, marketing, różnorodne gusta. To, że zrobisz dobrą piosenkę czy płytę wcale nie znaczy, że osiągnie ona sukces
– Czy sam grasz w wolnych chwilach?
– Po Australii bardzo dużo 2-3 razy w tygodniu. Złapałem ostrą zajawkę. Wybudowali niedaleko mnie piękne centrum tenisowe w Sobocie. Kilkanaście kortów – hard i clay – aż się chce grać. Poza tym w czerwcu wezmę udział w turnieju artystów i aktorów w Pogorzelicy. W zeszłym roku przegrałem w półfinale z Marcinem Dańcem. Czas się zrewanżować!
– Życzymy zatem powodzenia!