– Przyleciałem do kraju w poniedziałek, z Japonii, gdzie grałem z reprezentacją Polski w Pucharze Davisa. Ale tylko na cztery dni, które są maksymalnie rozplanowane – mówi Jan Zieliński.
Polski deblista znakomicie rozpoczął sezon. Wraz z Hugo Nysem dotarli do finału Australian Open w Melbourne. Już w przyszłym tygodniu będą walczyli w Rotterdamie.
– Dni w Polsce mam niezwykle intensywne. Wczoraj trochę osobistych spraw musiałem załatwić, dzisiaj zobowiązania wobec mediów i treningi. Jutro znowu ćwiczę w Kozerkach, no i jeszcze wypada znaleźć trochę czasu da rodziny, ale też na spotkanie ze sponsorem, czyli firmą Diadora. Trochę się tego uzbierało, a już w piątek o 10 rano lecę z trenerem Mariuszem Fyrstenbergiem do Rotterdamu – wyjawił Janek Zieliński.
Bardzo pracowity okres
Z Holandii Polak i Monakijczyk przeniosą się do Kataru (Doha ATP 250) i ZEA (Dubaj ATP 500), skąd czeka ich lot do Los Angeles i stamtąd błyskawiczne przemieszczenie się do Kalifornii (Indian Wells ATP 1000). Później zagrają na Florydzie (Miami ATP 1000).
– Będę w rozjazdach przez 6-7 tygodni. W zależności jak nam pójdzie w Miami, wrócę do domu w kwietniu na tydzień, może półtora. No i potem atakujemy duże turnieje w Europie, czyli Monte Carlo, Barcelonę, Madryt, Rzym, no i na zakończenie okresu gry na kortach ziemnych Roland Garros. Wierzę, że w Paryżu uda nam się osiągnąć kolejny dobry wynik w Wielkim Szlemie. Nie da się ukryć, że po finale Australian Open, nasze apetyty mocno urosły. A przede wszystkim wiemy, że nas stać na taki wynik, a nawet zwycięstwo. Poza tym naszym celem na ten rok jest zakwalifikowanie się do ATP Finals, czyli Mastersa dla ośmiu najlepszych debli sezonu. Zobaczymy co przyniesie czas, a w listopadzie usiądziemy, podsumujemy wszystko i zastanowimy się nad tym co dalej – powiedział Zieliński.
Cały sezon z Nysem
Aktualnie 15. tenisista świata w deblowym rankingu ATP zamierza cały obecny sezon grać w parze z Hugo Nysem z Monako (22. w klasyfikacji ATP). Pierwsze wspólne starty rozpoczęli w marcu ubiegłego roku, a ich stała współpraca rozpoczęła się tak naprawdę w sierpniu, bo przed Wimbledonem Janek zmagał się z kontuzją.
– Przez moje problemy zdrowotne nie mogliśmy razem zagrać w Londynie, więc to się przesunęło na „amerykański swing”. Tak naprawdę nasza współpraca rozpoczęła się na dobre od wysokiego C, bo osiągnęliśmy we wrześniu wielkoszlemowy ćwierćfinał w US Open. Potem był tytuł w turnieju ATP w Metz, no i teraz wielkoszlemowy finał. Tegoroczny Australian Open był wyjątkowy, choć zostaje pewien niedosyt oczywiście, bo jednak tytuł był na wyciągnięcie ręki. Ale Australijczycy byli tego dnia lepsi, więc z honorem mogliśmy tylko wyciągnąć rękę i pogratulować im zwycięstwa – podkreślił Zieliński.
– Tak naprawdę nikt z nas nie wie, co będzie jutro. Ale mocno wierzę, że to pierwszy i nie ostatni mój finał w Wielkim Szlemie, choć nigdy nie wiadomo jak się to wszystko dalej potoczy. Na pewno będę dalej starał się dawać z siebie wszystko na korcie i treningach, a jeśli tylko zdrowie dopisze, to mam nadzieję, że kolejne sukcesy przyjdą, być może już niedługo. Cieszę się, że osiągam coraz lepsze wyniki, w czym pomaga mi też wsparcie Polskiego Związku Tenisowego, które już trwa od kilku lat, a było bardzo ważne szczególnie, kiedy dopiero walczyłem o wejście do czołowej setki rankingu – dodał Janek.
Mentor i trener
Trenerem Zielińskiego już od ponad trzech lat jest kapitan reprezentacji Polski w Pucharze Davisa Mariusz Fyrstenberg.
– Mariusz świetnie się sprawdza w roli mentora i trenera, tak naprawdę pomaga mi wielu rzeczach. Mogę powiedzieć kolokwialnie, że prowadził mnie za rękę na tych najważniejszych turniejach, wielkoszlemowych czy ATP 1000. On w nich sam grał, zna wszystkie miejsca, wielu ludzi, supervisorów, zawodników, zna to wszystko od kuchni i chętnie dzieli się cenną wiedzą ze mną – uważa Zieliński.