Karol Drzewiecki (131 ATP w deblu) bardzo udanie zakończył tournée po Ameryce Południowej. W Montevideo wraz z Piotrem Matuszewskim (191 ATP w deblu) sięgnęli po tytuł.
Wcześniej 27-latek był w finałach challengerów w Rio de Janeiro i Coquimbo, półfinale w Guayaquil i ćwierćfinale w Campinas. Nie powiodło mu się tylko w Limie.
Przyjemny akcent
– Bardzo cieszę się ze zdobytego tytułu, to przyjemny akcent pod koniec sezonu. Tym bardziej, że był to mój piąty finał, a trzeci podczas wyjazdu do Ameryki Południowej. Tym razem nie było wątpliwości w meczu o tytuł, kto jest najlepszy na korcie – mówi Karol Drzewiecki.
– W podróż ruszyłem niedługo po występie w Pekao Szczecin Open. Potrenowałem i wyjechałem do Orleanu, a po ostatnim występie z Finem Patrikiem Niklasem-Salminenem, wyjechałem do Brazylii. W trzech pierwszych turniejach moim partnerem był Szwajcar Jakub Paul. Później zagrałem jeden challenger z Brytyjczykiem Janem Choinskim, a następnie dwa z Piotrkiem Matuszewskim. Wiele razy graliśmy razem, więc wiedziałem, czego się spodziewać – podkreśla deblista.
Czas na regenerację
W poniedziałek Karol awansuje na 126. miejsce w rankingu ATP w deblu (najwyższe w karierze).
– Miałem plan, by zostać trochę dłużej w Ameryce Południowej, na jeszcze jeden turniej. Siedem tygodni poza domem to jednak całkiem sporo, tym bardziej, że musiałem dużo podróżować. Zupełnie inne warunki były w Brazylii, Chile, Peru czy Ekwadorze i teraz w Urugwaju. Częste zmiany klimatu nie sprzyjają. W niedzielę wracam do kraju. Jeszcze nie wiem, czy były to moje ostatnie występy w tym sezonie – zobaczymy. Na razie chcę się po prostu zregenerować po wyczerpującym, aczkolwiek udanym tournée – zaznacza Drzewiecki.
Tenis. Karol Drzewiecki i Piotr Matuszewski zwyciężyli w challengerze ATP w Urugwaju
9