Polski Tenis

WYNIKI

ROUEN WTA 250: Linette - Stevanovic 6:2, 6:1; Trevisan - Osaka 6:4, 6:2; Gracheva - Tomova 6:2, 3:6, 7:5; Ruse - Hibino 6:2, 6:1; Schmiedlova - Parry 3:6, 3:1 i krecz Francuzki; STUTTGART WTA 500: Kostyuk - Siegemund 6:3, 6:7 (4), 6:4; Jabeur - Alexandrova 2:6, 6:3, 7:6 (1); BARCELONA ATP 500: De Minaur - Nadal 7:5, 6:1; Ruud - A. Muller 6:3, 6:4; Bautista Agut - Vavassori 3:6, 6:3, 6:1; Trungelliti - Jarry 7:6 (5), 6:3; MONACHIUM ATP 250: Draper - Molleker 4:6, 6:1, 6:1; BUKARESZT ATP 250: Tabilo - Rinderknech 6:3, 7:5; Barrere - Kokkinakis 7:5, 6:3; OEIRAS WTA 125: Mladenovic - Sebov 6:4, 6:2; F. Jorge - Zakharova 3:6, 6:1, 6:4; Pera - Lukas 3:6, 6:1, 6:3; Falei - Z. Bai 6:4, 6:4; Lamens - Arango 7:5, 6:2; Tauson - Parrizas Diaz 6:3, 6:4.

Tenis. Polska – Brazylia 3:2 w meczu Billie Jean King Cup w Bytomiu

Polki wygrały z Brazylijkami w meczu Billie Jean King Cup w Bytomiu. 

Bohaterką biało-czerwonego zespołu była Magdalena Fręch, która zdobyła dwa punkty w singlu. Wraz z Katarzyną Kawą zwyciężyły też w deblu. W przyszłym roku Polki zagrają o miejsce w Grupie Światowej.

W piątek Magdalena Fręch (157 WTA) pokonała Carolinę Meligeni Rodrigues Alves (342 WTA), a Urszula Radwańska (227 WTA) przegrała z Laurą Pigossi (326 WTA).

W sobotę drugi punkt dla biało-czerwonych wywalczyła Fręch, która wygrała z Pigossi. Niestety Katarzyna Kawa (133 WTA) uległa Meligeni Rodrigues Alves.

O losach spotkania zadecydowała gra podwójna. Fręch i Kawa były skuteczniejsze od Meligeni Rodrigues Alves i Luisy Stefani (25. miejsce w rankingu WTA deblistek).

POLSKA – BRAZYLIA 3:2

Piątek: Fręch – Meligeni Rodrigues Alves 6:4, 6:3; U. Radwańska – Pigossi 6:7 (9), 6:3, 2:6.

Sobota: Fręch – Pigossi 4:6, 6:3, 7:6 (4); Kawa – Meligeni Rodrigues Alves 3:6, 5:7; Fręch/Kawa – Meligeni Rodrigues Alves/Stefani 1:6, 6:2, 6:4.

Piątek

Fręch nie miał większych problemów z pokonaniem Meligeni Rodrigues Alves. W pierwszym secie decydującego breaka zdobyła w siódmym gemie. Źle rozpoczęła drugą partię (0:2), ale zdobyła sześć z siedmiu kolejnych gemów. 

– Styl mojej gry mi się nie podobał. Wiedziałam, że wszystko zależy ode mnie. Przeciwniczka postawiła wysoko poprzeczkę, więc nie było łatwo. Opanowałam emocje, zaczęłam grać coraz lepiej i w końcu udało mi się przechylić szalę na swoją stronę. Na pewno w tej hali, gdzie grają koszykarze, jest inaczej niż zwykle, bo kort jest kładziony na parkiecie. To inna sytuacja niż w Zielonej Górze. Jest wolniejsza nawierzchnia, niż było to zakładane, jednak parkiet daje o sobie znać. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej z moim tenisem. Liczę, że będę się rozgrywała i zdobywała doświadczenie, a mecze będą coraz lepsze w moim wykonaniu. Celem jest awans do Top 100, to realne. Bardzo żałuję początku sezonu, że nie udało mi się zagrać w Australian Open. Co się odwlecze, to nie uciecze. Mam nadzieję, że zdobędę na tyle dużo punktów, że będę mogła uczestniczyć od razu w turniejach głównych, również wielkoszlemowych – powiedziała Magda Fręch. 

Fot. Andrzej Szkocki/PZT

W spotkaniu Radwańskiej z Pigossi kluczowa była pierwsza odsłona. Ula prowadziła 5:3. W tie-breaku przegrywała 1:6, prowadziła 7:6 i 9:8, ale to Laura była skuteczniejsza (9:11).

W drugiej partii na korcie dominowała Urszula (była lepsza od dwa przełamania). Jednak kiepsko rozpoczęła decydującego seta (0:4). Nie zdołała odrobić strat.

– Pierwszy set zwyczajnie mi uciekł. Prowadziłam, a w tie-breaku goniłam z 1-6 udało mi się doprowadzić do wyrównania i grałyśmy na przewagi. Ten set był dla mnie bardzo ciężki. Wygrałam drugą partię, zaczęłam pokazywać swój tenis, popełniałam mniej błędów. Jednak w trzecim secie robiłam ich znów za dużo, a rywalka świetna się broniła. Nawierzchnia nie jest za szybka, trudno było mi skończyć wymianę. Muszę jednak pochwalić Laurę, bo zagrała bardzo dobrze. Uważam, że z każdego wyniku da się wyjść, dlatego nigdy nie odpuszczam. Ułożyło się tak, że obroniłam piłkę meczową, ale kolejną Pigossi już wykorzystała. W kwietniu miałam artroskopię kolana, ale cały czas trenowałam. Kiedy była pandemia i tylko mogłam, to wychodziłam na kort, a gdy wszystko było pozamykane, to trenowałam w domu. Byłam bardzo głodna gry. Głód tenisa sprawił, że byłam bardzo zmotywowana, nie mogłam się doczekać pierwszych turniejów – podkreśliła Ula Radwańska.

Fot. Andrzej Szkocki

– Uwielbiam grać w narodowych barwach w ramach rozgrywek Billie Jean King Cup. Cieszę się, że w końcu mogłam wystąpić również w singlu, jestem wdzięczna za nominację naszej kapitan. To był bardzo ciężki i długi mecz, ale tym bardziej cieszę się z wygranej. Nigdy nie zapomnę tego spotkania i wierzę, że jutro w południe będę gotowa do gry. Nie przerażają mnie tak długie mecze, ostatnio zagrałam nawet o wiele dłuższy w jednym z turniejów. Jestem twarda i silna, jestem gotowa tutaj zagrać nie tylko w singlu, ale i deblu, jeśli to będzie konieczne – zapewniła Pigossi po blisko trzygodzinnym pojedynku w Bytomiu.

– Spodziewałem się trudnego meczu i faktycznie początek taki był. W meczu Magdy było bardzo dużo emocji, na szczęście szybko sobie z tym poradziła, szybko przestała się denerwować. To było trudne spotkanie przede wszystkim pod względem mentalnym. Magda poradziła sobie bardzo dobrze. Szkoda, że Uli Radwańskiej uciekł mecz. Żałujemy, bo była szansa na prowadzenie 2:0 po pierwszym dniu starcia z Brazylią. Początek był nerwowy, Ula miała przewagę, było blisko zamknięcia seta, ale nie wykorzystała jej. Za to w tie-breaku wróciła z zaświatów. Zostawiła mnóstwo zdrowia w tym secie, którego zabrakło w decydującej. Pigossi odskoczyła szybko na 4:0 i trudno było to już odrobić – ocenił Dawid Celt.

Sobota

– Większa presja była u mnie w piątek. Cieszyłam się, że spotkanie z Alves skończyło się w dwóch setach. W sobotę emocje były mniejsze, mniej się stresowałam. Nie grałam za to w stu procentach tak, jakbym tego chciała. Moje niezadowolenie było widoczne, za bardzo zwracałam uwagę na to, co mi nie pasowało. Wyłączyłam się w drugim i trzecim secie i w końcu zaczęłam grać swój tenis. Nie był to mój najdłuższy mecz w karierze. W 2017 roku w jednym ze spotkań spędziłam więcej czasu na korcie. Wtedy po trzecim secie nie byłam w stanie chodzić – powiedziała Fręch po meczu z Pigossi. – Kapitan cały czas mnie podtrzymywał na duchu. Dostawałam komunikaty, co mam robić w kolejnych gemach, wymienialiśmy się spostrzeżeniami. Ponieważ jestem wzrokowcem, to szybciej koduję, kiedy mam to narysowane. Dawid prowadzał spokój, nie pokazywał żadnych negatywnych emocji, wspierał mnie. Na tym polega główna różnica między grą w tourze i w reprezentacji. Na turniejach trener może się komunikować z zawodnikiem, ale nie ma wejścia na kort. W Billie Jean King jest kapitan na ławce i to cały czas. Zwykle na przerwach bijemy się ze swoimi myślami, a tu możemy do kogoś skierować swoje uwagi i liczyć na podpowiedzi.

– Rozgrywki Billie Jean King Cup tracą na prestiżu. W moim przypadku jest tak, że start w Bytomiu zabiera mi możliwość gry w dwóch turniejach WTA, bo przepadły mi eliminacje do turniejów w poprzedni weekend i ten. Gdyby były punkty za te rozgrywki do rankingu WTA, to więcej zawodniczek by w nich startowało. To ciężka decyzja dla tenisistek, zresztą u mnie też tak to wygląda. Walczę o Top 100, chcę zdobywać jak najwięcej punktów. Jeśli chodzi o Wimbledon, to chciałabym zagrać od razu w turnieju głównym. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak było – dodała Fręch.

– Na pewno były to bardzo emocjonujące mecze. Był to mój pierwszy występ w kadrze, który miał znaczenie, wcześniej grałam debla, który nie miał wpływu na wynik. W sobotę w singlu nie podołałam, ale cieszę się, że z Magdą w deblu odwróciłyśmy mecz i ostatecznie wygrałyśmy. To było ważne spotkanie, czułyśmy, że ciężar spoczywa na naszych barkach. Jak nie idzie tak, jak powinno, czyli w poważny i zdyscyplinowany sposób, to trzeba szukać innej drogi. Ważne, by wyjść poza granice komfortu, zdobyć się na odwagę, a za tym idą pojedyncze dobre uderzenia, a później za ciosem wygrywanie gemów i jak w tym wypadku – seta. Potrzebowałyśmy energii, dały nam to żarty. Mamy z Magdą dobry kontakt, grałyśmy razem już, a śmiech nam pomagał. Potrzebowałam zagrać mecz. Tylko warunki meczowe są czymś takim, co pozwala na zgranie się z nawierzchnią. Na przyszłość wolałabym, żeby to się działo szybciej niż po dwóch setach. Nie da się jednak ukryć, że singiel pomógł mi później w deblu. Ostatnimi czasy zdobywanie punktów do rankingu i walka o Top 100 idzie mi to bardzo trudno. Walczę, wierzę i pracuję nad tym. Czekam na swój moment, kiedy los się odwróci, bo to na tym polega, żeby to nie było 5 centymetrów za linią, ale 5 centymetrów przed. Jeżeli tak będzie, to łatwiej będzie mi się grało – mówiła Kasia Kawa.

– Było bardzo dużo stresu! Wielkie gratulacje dla dziewczyn, że to dźwignęły. Poziomem wszystkie dziewczyny były mocno zbliżone, a podczas rozgrywek międzynarodowych to wyrównuje się. To były trudne i ciasne mecze, trzeba było włożyć dużo zdrowia. Każda z dziewczyn dołożyła cegiełkę do końcowego sukcesu. Jeśli chodzi o grę podwójną, to wystawiłem taki duet, bo on był najbardziej zgrany. Magda i Kasia rozegrały kilka dobrych turniejów w USA w poprzednim sezonie, ograły kilka fajnych par. Uznałem, że trzeba postawić właśnie na nie. To była bardzo trudna decyzja. Najtrudniejsza decyzja w mojej karierze kapitana. Ogólnie podczas tego meczu z Brazylią było mnóstwo trudnych decyzji. Nie powiem, że ryzykownych. Ale faktycznie zaryzykowaliśmy i wystawiłem Kasię Kawę do czwartego singla. Po analizach, przemyśleniach miałem strategię i uznałem, że to będzie najlepsza opcja, biorąc pod uwagę styl przeciwniczek. Miałem nadzieję, że uda się to wykorzystać – ocenił Dawid Celt.

Kategoria: Fed Cup